Darmowa wysyłka od 199 zł
sklep@super-racjonalni.pl 795 293 590 (pon. - pt. 9:00 - 16:00)

Niebezpieczna obietnica zdrowia. Dietetyk o serialu Netflix „Ocet jabłkowy” i promowaniu alternatywnego leczenia

okładka do recenzji serialu netflix Ocet jabłkowy

Medycyna, dietetyka, Instagram, Tik Tok. Te światy coraz mocniej się przenikają. Wchodząc na media społecznościowe, widzimy lekarzy, dietetyków, fizjoterapeutów i… influencerów udzielających porad z zakresu szeroko rozumianego zdrowia. Niestety twórcy ci często mają niewiele wspólnego z rzetelną wiedzą naukową. Co gorsza, część z nich promuje niezdrowe podejścia, które podważają ustalenia renomowanych czasopism naukowych – wszystko to w imię popularności i ogromnych zysków. O tym opowiada serial Netflixa pt. „Ocet Jabłkowy”. Pokazuje on rosnącą w siłę instagramową strefę wellness, która zaczyna wymykać nam się spod kontroli.

Dlaczego zaczęliśmy ufać influencerom?

Nie czytaj dalej, jeśli masz w planach obejrzeć ten serial. W artykule pojawiają się spoilery.

Obecnie niemalże każdy korzysta z mediów społecznościowych – dzieci, młodzież, dorośli i osoby starsze. Natrafiamy w nich na różnorodne treści, a po czasie algorytm zaczyna nam podsuwać, te, które są nam najbliższe.

Jednym z najczęściej poruszanych tematów w sieci jest zdrowie. W zasadzie wszyscy mogą się w pewnym stopniu o nim wypowiedzieć. W końcu wielu z nas boryka się z różnymi dolegliwościami lub dąży do tego, aby poprawić swoje samopoczucie np. dietą, ćwiczeniami czy odpowiednio dobraną suplementacją.

Niestety realia związane z profilaktyką zdrowotną i leczeniem nie są idealne. Gdy do specjalisty czekamy kilka tygodni lub nawet miesięcy, a sama wizyta, na którą tak długo liczyliśmy, trwa tylko kilkanaście minut lub nie przynosi odpowiedzi na nasze problemy, zaczynamy odczuwać frustrację i szukać pomocy gdzie indziej – najczęściej w Internecie.

Wchodząc tam, widzimy szereg specjalistów (lub osoby, które się za takich uważają), uśmiechnięte twarze, idealne kadry i często bolesne historie ubrane w starannie wyreżyserowane opowieści, które mają przyciągnąć uwagę i zyskać naszą sympatię. A w tle toczy się walka o każdego obserwatora, współprace, afiliacje i spore pieniądze.

Nie zrozumcie nas źle – w mediach społecznościowych można trafić na wartościowe profile propagatorów nauki, którzy bazują na wiedzy opartej na dowodach naukowych. Jednak w całym gąszczu instagramowych profili i bez umiejętności weryfikowania umieszczanych tam informacji, o wiele łatwiej jest trafić na twórców, którzy z rzetelną wiedzą nie mają nic wspólnego. Jednym z takich twórców jest Belle Gibson, której historia została przedstawiona w serialu Netflixa „Ocet jabłkowy”.

Belle Gibson – gdy brutalne kłamstwo staje się fundamentem popularności

Netflixowy „Ocet jabłkowy” to serial, który prezentuje prawdziwą historię australijskiej influencerki Belle Gibson – postaci noszącej to samo imię zarówno w produkcji, jak i w rzeczywistości. Oprócz wątku głównej bohaterki, w serialu pojawiają się również elementy fabularyzowane, które pokazują doświadczenia innych osób zmagających się z chorobą nowotworową.

W serialu poznajemy życiorys Belle – dziewczyny samotnej, szukającej uwagi, wychowanej przez nieinteresującą się nią matkę. Doświadczenia z jej dzieciństwa sprawiły, że chciała poczuć się widziana, szanowana i zwyczajnie lubiana. Jednak droga, którą przeszła, aby to osiągnąć, niesie za sobą wiele manipulacji, kłamstw i dramatycznych konsekwencji, nie tylko dla niej samej, ale przede wszystkim dla osób, które jej zaufały.

Belle nie ma wielu znajomych, w wieku 18 lat zostaje samotną matką i nie układa jej się w życiu prywatnym. Dużym ciosem okazało się dla niej to, że nikt nie zjawił się na jej baby shower, na którym tak bardzo jej zależało. To wydarzenie stało się dla niej punktem zwrotnym. Od tamtej pory postanowiła za wszelką cenę zdobyć uwagę i rozgłos.

Aby poczuć się zauważoną, już od najmłodszych lat symulowała poważne schorzenia – udar mózgu, zawał serca, śmierć kliniczną, a w końcu… raka w IV stadium, gdzie po diagnozie lekarze dawali jej tylko kilka tygodni życia. To właśnie nowotwór mózgu staje się fundamentem jej internetowej działalności. W 2012 roku zakłada konto na Instagramie, gdzie opowiada o swoim „życiu z chorobą”. Cały profil koncentruje się na promowaniu niekonwencjonalnych metod leczenia, takich jak dieta, medytacja czy ćwiczenia, całkowicie odrzucając tradycyjną terapię onkologiczną, w tym chemioterapię.

Jej kontent to strzał w dziesiątkę. Z dnia na dzień przybywa jej setki obserwujących. Na fali sukcesu postanawia iść dalej i tworzy aplikację The Whole Pantry, a rok później książkę kucharską o tej samej nazwie. Oba projekty okazały się hitem.

Ocet jabłkowy – serial Netflixa o ciemnej stronie mediów społecznościowych

Jej sława kwitnie, tak samo, jak jej kłamstwo, ponieważ Belle nigdy nie miała nowotworu mózgu. Brnie w swoją intrygę, zyskuje współczucie, zaufanie, sympatię, oddanie swoich followersów i miliony serduszek pod postami. Samotna matka walcząca z chorobą. To przepis na sukces wg Belle. Sukces, który nigdy nie powinien mieć miejsca.

W serialu poznajemy także dwie inne bohaterki – Lucy i Millę. Są to postacie fikcyjne, jednak historie, które pokazują, z pewnością mogłyby mieć swoje odniesienie w realnym życiu. Lucy to kelnerka, która zachorowała na nowotwór piersi. Śledzi Belle na Instagramie i postanawia „iść” jej drogą. Niechętnie chodzi na chemioterapię, za to regularnie odwiedza profil Belle, a także korzysta z aplikacji. Po czasie postanawia zrezygnować z konwencjonalnego leczenia i wyjeżdża do puszczy w Peru, gdzie poddaje się alternatywnym terapiom i duchowemu oczyszczeniu.

Milla to dziewczyna, która dopiero wkracza w dorosłość. Niestety życie mocno ją doświadcza, ponieważ zdiagnozowano u niej jednego z rzadziej występujących nowotworów – mięsaka nabłonkowego, który rozwija się na jej ramieniu. Lekarze od początku sugerują amputację ręki, jednak Milla rezygnuje z zaproponowanego leczenia onkologicznego i zaczyna samodzielnie szukać innych sposobów na pokonanie choroby. Natrafia m.in. na blogi specjalistów zajmujących się terapiami alternatywnymi, co skłania ją do wprowadzenia ich w życie. Pije soki, medytuje i je tylko organiczną żywność. Po czasie wyjeżdża do instytutu medycyny alternatywnej w Meksyku, gdzie poddaje się kolejnym kontrowersyjnym terapiom np. lewatywom z kawy. To wszystko skłania ją do stworzenia bloga, w którym opisuje walkę z chorobą i medycyną alternatywną.

Na swojej historii dorabia się zaufania, rozpoznawalności i majątku. Wydaje książkę, prowadzi warsztaty i zyskuje uznanie w wielu zakątkach świata. Choć Milla w serialu jest postacią fikcyjną, twórcy, kreując ją, inspirowali się m.in. historią Jessicy Ainscough – australijskiej redaktorki młodzieżowego magazynu chorującej na nowotwór, która podjęła się nieudowodnionej naukowo metodzie leczenia raka tzw. terapii Gersona. Niestety dziewczynie nie udało się wyjść z choroby i zmarła w wieku 30 lat. Jessica jest autorką książki Make Peace With Your Plate, w której opisała swoje doświadczenia związane z chorobą, a także przedstawiła własną drogę do zdrowia, dzieląc się przy tym przemyśleniami i wskazówkami na temat holistycznego podejścia do życia i odżywiania.

Netflixowy „Ocet jabłkowy” – serial bez happy endu

Z każdym odcinkiem historia Belle i Milli oddala się od szczęśliwego zakończenia. Intryga tej pierwszej zostaje zdemaskowana – poczynania Belle trafiają do dziennikarzy, którzy chcą obnażyć jej sekret i wyjawić światu, że całe imperium, które stworzyła, jest iluzją. Oprócz nieprawdy dotyczącej choroby ujawniono również, że Belle publicznie deklarowała przeznaczenie znacznej części swoich dochodów na cele charytatywne. W rzeczywistości jednak obiecane przez nią kwoty nigdy nie trafiły do osób potrzebujących.

Milla umiera. W ostatnich tygodniach życia szuka pomocy u onkologa. Niestety jest już na nią za późno. Choroba objęła inne narządy, co uniemożliwiło jej wyleczenie.

Czego uczy nas serial „Ocet jabłkowy”?

Serial ten ukazuje smutną i brutalną prawdę – przestaliśmy wierzyć specjalistom, zaczęliśmy ufać celebrytom. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Po części odpowiadają za to problemy z naszą służbą zdrowia, trudności z weryfikowaniem informacji i natłok fake newsów, na które natrafiamy praktycznie codziennie.

Jak to wygląda z punktu widzenia dietetyka? Obecnie media społecznościowe są najlepszym miejscem na reklamowanie swoich usług. Wobec tego bardzo duże grono specjalistów regularnie tam się udziela. Jednak warto zauważyć, że to, co w największym stopniu przyciąga ludzi i sprawia, że chcą zostać na danym profilu, są… emocje.

Na wielu osobach dietetyka oparta na faktach przestała robić wrażenie. W końcu każdy już słyszał to, że codziennie trzeba jeść warzywa, pić 2 litry wody i zadbać o podaż błonnika. To już się tak dobrze nie klika. Dziś dużą popularnością cieszą się twórcy, którzy przełamują schematy, wywołują sensację i próbują „obalić” coś, co zostało potwierdzone setkami badań. W sieci możemy znaleźć więc filmiki, w których słyszymy, że jedzenie warzyw jest szkodliwe, strączki niszczą nasz układ pokarmowy, a człowiek jest stworzony do jedzenia wyłącznie mięsa.

Z drugiej strony wiele osób widzi w influencerach wsparcie. Często ich historie są podobne do doświadczeń odbiorców, co sprawia, że ludzie czują z nim nić porozumienia, której tak często brakuje w gabinecie lekarskim. Twórcy internetowi dzielą się swoją drogą, opisują stosowane metody i udzielają porad dotyczących diety czy stylu życia. Z perspektywy odbiorcy, znacznie łatwiej jest wdrożyć w życie zalecenia influencera niż podjąć specjalistyczną terapię, w tym przypadku onkologiczną, która może wiązać się z poważnymi skutkami ubocznymi.

Niestety w dalszym ciągu influencerzy czują się bezkarni. Często nie biorą odpowiedzialności za treści, które publikują, nawet gdy są one sprzeczne z wiedzą naukową.

Jednakże ostatnie wydarzenia pokazują, że być może niedługo coś się zmieni. Nie trzeba daleko szukać, ponieważ mamy dobre przykłady z własnego podwórka. Kilka miesięcy temu do aresztu trafił mianujący się naturopatą influencer, który szerzył w sieci dezinformację i próbował leczyć ludzi z nowotworów suplementami i kontrowersyjnymi protokołami żywieniowymi. W dziennikarskim śledztwie udało się dotrzeć do osób pokrzywdzonych przez internetowego szarlatana. Niestety niektóre historie, podobnie jak ta Milli, nie mają szczęśliwego zakończenia. Być może ta sytuacja sprawi, że wkrótce doczekamy się ustaw, które wreszcie uregulują działalność influencerów w sferze zdrowia i medycyny, wprowadzając kary za rozpowszechnianie szkodliwych i niezweryfikowanych treści.

Czy wobec tego każdy influencer publikuje szkodliwy content? Oczywiście, że nie! W mediach jest sporo twórców, którzy uczą zdrowych nawyków żywieniowych, tłumaczą skomplikowaną wiedzę medyczną na prosty język i obalają szkodliwe mity. Jednakże przeglądając jakiekolwiek treści w sieci, pamiętaj o tym, że twórca może się mylić. Jeśli dany temat Cię zainteresował i masz taką możliwość, spróbuj zweryfikować to, co opublikował.

Kiedy influencer powinien wzbudzić Twoją czujność?

Przede wszystkim wtedy, gdy publikuje treści o charakterze skrajnie kontrowersyjnym, np. promuje jedzenie surowego mięsa lub zachęca do wykonywania badań, które nie mają potwierdzenia w medycynie opartej na faktach.

Kolejna kwestia to nachalna reklama swoich produktów. Jeśli ma on swoją linię suplementów i uważa, że tylko dzięki nim poprawisz swoje zdrowie, lub co gorsza, wyleczysz się z jakiejś choroby – uważaj. To klasyczny przykład manipulacji.

Szczególną ostrożność należy zachować, gdy taki twórca podważa skuteczność konwencjonalnych metod leczenia, krytykuje lekarzy lub sam oferuje alternatywne „terapie”. W takich przypadkach najlepiej po prostu przestać go obserwować – dla własnego bezpieczeństwa.

Oceń artykuł:

Oceń wpis

Skomentuj:

Koszyk

Brakuje do bezpłatnej wysyłki 199,00 zł.

Brak produktów w koszyku.